piątek, 24 lutego 2017

46.I że Cię nie opuszczę

Dedykacja dla jeden z moich przyjaciółek i wiernych fanek tego bloga od samego początku; Ewelino to dla Ciebie specjalnie :) <3

~*~
Przed ostatni dzień szkoły

-Hermiono, Draco - Dyrektorka popatrzyła na nich z uśmiechem. - Może to zadanie Prefektów Naczelnych, ale chciałam poprosić was o wygłoszenie przemówienia jutro na zakończenie szkoły. Uważam, że wasza dwójka idealnie pokazała zmiany, z wrogów do kochanków - zaśmiała się wesoło.- Więc jak?
Draco milczał.
Zastanawiał się co miałby powiedzieć? "Hej wszystkim, byłem podłym skurwysynem, ale po siedmiu latach jebło mi na mózg, zakochałem się i żenię się z Granger, która zrobiła ze mnie pantofla?" - pomyślał.
Oderwał się od myśli jak zabrała głos Jego ukochana.
-Oczywiście Pani Dyrektor, to będzie czysta przyjemność - popatrzyła na Draco. - On to pewnie jeszcze w szoku, ale chętnie jutro doda coś od siebie. Prawda, Malfoy? - dała mu kuksańca, a blondyn znacznie odchrząknął.
-Naturalnie, Hermiono - jęknął. - Sklecę jakąś zwięzłą przemowę.
-Wspaniale, więc nie zatrzymuje was już, jesteście wolni.
Profesor McGonagall uśmiechnęła się. Hermiona i Draco podziękowali jej i opuścili gabinet dyrektorki w dobrych nastrojach.
Draco cały czas zastanawiał się co ma powiedzieć i ostatecznie udał się do siebie, a Gryfonka ruszyła za nim trajkotając co powie, miała już pełen zarys swojego przemówienia.


~*~
Dzień później - przemowa

Dyrektorka zapowiedziała Hermionę i Draco, zgodnie z wczorajszymi ustaleniami, że to oni wygłoszą przemowę. Gryfonka i Ślizgon weszli na podest trzymając się za ręce. Niektórzy z uczniów jeszcze nie dowierzali, że ta dwójka jest parą, a co dopiero narzeczeństwem.
Hermiona jako pierwsza zabrała głos:
-Kochani! Jutro opuścimy już mury tej szkoły, która była dla nas tak naprawdę drugim domem. Zawarliśmy tu pierwsze, te najważniejsze przyjaźnie, zadecydowaliśmy o tym co będziemy robić w przyszłości, to w tej szkole dokładnie po skończeniu 11 lat, dorastaliśmy i zapoznawaliśmy się z magią i z tym wszystkim co nas otacza. Pierwsze dobre i złe oceny, pierwsze wybryki po nocach, to ty odbyło się większość tych pierwszych razy. I mam nadzieję, że każdy tak jak ja będzie miło wspominał czas spędzony w Hogwarcie.
Gryfonka zakończyła przemowę, a na sali przebiegły oklaski, nie spodziewała się, że jej mowa odniesie jakikolwiek sukces.
Draco chrząknął by zapadła cisza, aby teraz ślizgon mógł teraz wygłosić swoje parę słów, na które poświęcił pół wieczoru wczorajszego dnia.
-Ja nie będę was już zanudzał, bo Granger już dokładnie wygłosiła mowę odnoście nauki i czasie spędzonym w Hogwarcie, a ja mam zamiar wygłosić wam coś, co pozwoli spojrzeć na świat nieco inaczej - blondyn urwał by wprowadzić nieco inną atmosferę. - Kiedy przyszedłem do tej szkoły byłem narcyzem, zadufanym w sobie egoistą i dokuczałem nie tylko tej pięknej kobiecie obok, ale także większości z was, za co z góry wielkie sorry, ale gdy wróciłem tu po wojnie, bez Voldemorta świat ten był lepszy. Ponad połowa zmieniła się i czystość krwi przestała być ważna, nie różniła się niczym innym od reszty, ma tą samą barwę, a jednak ile zamieszania potrafiła wprowadzić....Zrozumiałem też, że kierując się takimi uprzedzeniami do czarodziei pochodzących z mugolskich rodzin, tracimy naprawdę wiele. Są nie tylko wybitni, ale mają o wiele wartości. Hermiona pokazała mi je mimo, że kiedyś byłem dla niej naprawdę podły, ale spójrzcie nie dość, że mam piękną kobietę, która zmieniła moje światopoglądy to jeszcze stanie ze mną na ślubnym kobiercu. Więc kończąc przemowę...Tak Hogwart to najlepsze co mogło nas spotkać i wiele w nas zmienia. Dziękuję.

Hermiona i Draco zeszli z podestu, a pożegnały ich naprawdę głośne oklaski.
Ten dzień spędzili w towarzystwie przyjaciół; Harry'ego, Ginny, Blaise'a, Teodora, wykorzystywali maksymalnie czas, który pozostał im w murach tej szkoły, którą przyszło im opuścić i stać się całkowicie dorosłym i niezależnym.
Był to czas stanąć twarzą w twarz z przyszłością.



~*~
Wieczór kawalerski 2 dni przed ślubem

-No Draco, kawalerze, co pijemy? - zapytał Blasie przyjaciela. - Kawka, herbatka czy może od razu wódeczka?
Siedzieli w loży zarezerwowanej dla czwórki chłopców. Harry, Draco, Teodor i Blaise stanowili teraz nierozłączną paczkę. Blaise był z Ginny dziecko w drodze, a Wybraniec mimo wszystko zaprzyjaźnił się ze Ślizgonami.
-Diabeł, głupie pytania zadajesz - odezwał się Teodor. - To ostatnie dni, gdy on może w 100% się wyszaleć, więc proste że od razu wódka - po tych słowach wstał podszedł do barmana i wziął 4 kieliszki czystej.
Draco mimo wieczoru kawalerskiego na Jego cześć wciąż zastanawiał się, co robi lwica. WIedział, że jest bezpieczna z Narcyzą i Rudą, ale mimo to korciły go myśli.
Skończyło się na tym, ze wypił swoją kolejkę, a potem kolejną i kolejną.

*
-Gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom, gdzie moja Granger co kocham ją! - darł się Malfoy idąc w ścisłym uścisku z przyjaciółmi.
Szli środkiem ulicy o godzinie trzeciej nad ranem, darli się i śpiewali wszystko co nasuwało się na język. Nie mieli żadnych zahamowań.
-Będę kawalerem to mi się opłaca żeby ciemną nocą, dziewczyny obrabiać! - tym razem zaczął Teodor przyśpiewkę. - Nie zostanę księdzem, oooo !
-Nott! - warknął Potter. - Ja ci kurwa kawalera da-dam. Baby szukaj! Ja muszę małe Nott'iątka poznać!
-Hahaha, co? - Teodor zrobił wielkie gały. - Nie, nie będzie żadnych zaręczyn, żadnego ślubu i żadnych dzieci! Rozumiesz? Nie będzie, Potter!
Pozostali wybuchli śmiechem.
-Oj Nott, popatrz ty na mnie mordo ty moja - zaczął Draco. - Też tak kiedyś mówiłem, a tymczasem Granger zabawiła się w szewca i z kozaka jak ja zrobiła pantofla i chuj.
-Sam dałeś się tak załatwić, Malfoy -  zaczął Diabeł. - Ja też uwiązany, tylko weselicho i jedziemy z tym koksem!
-Daj mi tę noc, te jedną noc, daj mi tę noc! - zaczęli śpiewać wszyscy. - Te jedną noc, daj mi tę noc!
Dotarli do posiadłości Malfoy'ów z małymi problemami. Wpadli do holu z hukiem, co obudziło zarówno rodziców Dracona jak i Hermionę z Ginny.
Obie Gryfonki zeszły na dół, by powitać pociechy, Narcyza i Lucjusz również wyjrzeli ze swojej sypialni.
Hermiona podparła ręce o biodra gotowa wysłuchiwać tłumaczeń jak mogli się tak drzeć i jednocześnie tak schlać. Ginny przyjęła tą samą postawę, ale o wiele spokojniej niż przyjaciółka. Wiedziała, że Ci są zbyt pijani by sklecić sensowne tłumaczenia.
-DRACONIE LUCJUSZU MALFOY! - krzyknęła Hermiona. - Gdzieś ty do cholery się tak spił?!
Salazar na krzyki również wybiegł z sypialni Ślizgona i zbiegł na dół szczekając radośnie na całą czwórkę.
Blondyn pokręcił głową.
-Kochanie. lwico ty moja, w barze byliśmy, a ile się działo-o - wydukał bełkotliwie. - Ale ja Ci jutro wszystko wynagrodzę i nie ma, że głowa boli - pogroził jej palcem.
Reszta przytaknęła i zaśmiała się cicho.
Narcyza podeszła do niedoszłej synowej i wyszeptała jej na ucho, by razem z Ginny ululała Draco i Blaise'a, a ona i Lucjusz położą do spania Teodora i Harry'ego w gościnnych sypialniach.
Hermiona skinęła głową i przekazała słowa przyszłej teściowej dla przyjaciółki.
-Chodź tu Smoku - kasztanowłosa pochwyciła Draco, który nie opierał się. - Zrobimy lulu.
Gryfonka poprowadziła ślizgona na górę, a ten posłusznie szedł co chwila jeszcze nucąc lub gadając bzdury. Ginny jednak szybko poradziła sobie z Blaise'm i kazała sama mu wdrapać się na górę jeśli taki odważny, a on podjął wyzwanie i mimo wężowego kroku trzymał się mocno poręczy i wspinałsię po schodach, a ruda szła za nim i pilnowała by nie ześlizgnął się i nie poleciał w dół.

Tak o to wyglądał wieczór panieński niejakiego Dracona Malfoy'a i Jego przyjaciół.
Szalony i na pewno dobrze zapamiętany.



~*~


-Ginny! - Hermiona krzyknęła. - Gdzie jest ta sukienka?
Panna Granger znów rozejrzała się. Weasley'ówna wpakowała gdzieś jej suknię ślubną, a za niespełna paręg godzin miała ślub, a ona nie ruszyła ani swojego ubioru,ani makijażu.
Ruda znikała co chwila gdzieś w przeogromnym pokoju, gdzie trwały jej przygotowania, dziewczyna mimo ósmego miesiąca ciąży trzymała się naprawdę świetnie. Nie narzekała co chwila na ból pleców, na zły humor, zachowywała się tak jak przed ciążą.
Była po prostu sobą.
-Poszukaj w tej dużej szafie - odkrzyknęła Ginny. - Pani Malfoy pomoże mi pani?
Narcyza dopiero na dźwięk swojego nazwiska wyjrzała z łazienki, gdzie szykowała potrzebne rzeczy do makijażu i fryzury przyszłej synowej.
Ginny wskazała na kwiaty, które były w dwóch ciężkich donicach.
Ruda ograniczała się do używania czarów przed ostatnim miesiącu ciąży, gdy magia strasznie ją osłabiała, a Blaise miał bzika na punkcie przyszłego potomka, zarówno Jego jak i dziewczyny, z którą wiązał już daleką przyszłość.
-Oczywiście - arystokratka podeszła i prostym zaklęciem Windgarium Leviosa przeniosła donice na miejsca. - Gotowe.
-Dziękuję - Ruda zabrała się do wybierania kwiatów dla Hermiony, która w tym samym czasie wyjęła na wieszaku z szafy suknię ślubną, która wybierała wraz z Narcyzą od razu po zakończeniu szkoły.
Narcyza przyniosła z łazienki parę gumek do włosów i lokówkę, a potem wróciła się by donieść do tego od razu puder, eyeliner i resztę niezbędnych rzeczy do makijażu.
-Hermiono, kochanie co powiesz na koka z luźnymi pasmami po bokach? - zapytała Narcyza i zaczęła rozczesywać dokładnie włosy kasztanowłosej, gdy ta siadła wreszcie. - Czy wolisz coś innego?
-Zdam się na Panią - uśmiechnęła się. - Ginny? Zajmiesz się za ten czas makijażem?
-Jasne, Herm - odpowiedziała Ruda porzucając dotychczasowe zajęcie odnośnie kwiatów. - Jakieś specjalnie życzenia do barw?
-Mają być jasne, ale widoczne i dopasowane do kiecki - zadecydowała pewnie Hermiona. - Znajdziesz coś.
Ginny zabrała się za malowanie. Twarz pokryła pudrem w odcieniu porcelany, który idealnie współgrał z cerą przyjaciółki, eyeliner'em zrobiła jej piękne i mocne kreski, a cienie do powiek wybrała srebrne z nutą brokatu, a tuszem przeciągnęła rzęsy, które maksymalnie wydłużyły i pogrubiły. Zgodnie z życzeniem makijaż był mocny, z delikatnymi barwami, ale widoczny.
Narcyza postanowiła jednak uczesać Hermionę w koka. Część włosów zaplotła w mocny warkocz i z niego zawinęła go w kok poluźniając poszczególne pasma. Po bokach nakręciła lokówką dwa luźne kosmyki i pozwoliła by francuskie loki był wolne.
-No to teraz sukienka - oświadczyła pewnie Pani Malfoy. - Hermiono bierzesz gorset?
-Nie raczej, nie uśmiecha mi się ledwo oddychać - odparła poważnie. - Gdzie moja podwiązka?
Zaczęła nerwowo krążyć, wreszcie usiadła i zaczęła wsuwać na nogi pończochy, a na wysokość koronki założyła podwiązkę na lewej nodze, którą podała jej Ginny. Wstała, a Narcyza wraz rudą pomogły założyć Hermionię suknię, która była dość bufiasta. Typu princeska, dużo warstw, u góry zielona duża kokarda a przy dekolcie na sukni były małe zielone diamenciki.
Kasztanowłosa czuła się dosyć dziwnie, strasznie się stresowała całą ceremonią. Nim się obejrzała, tyle czasu minęło, że za niecałą godzinę stanie już na ślubnym kobiercu.
Ginny zapięła sukience przyjaciółce, a potem Narcyza pomogła Gryfonce założyć białe szpilki by ona sama nie zahaczyła o część sukni. NA koniec narzucili jej długi welon.
-Wiesz, że Draco próbował się tu dostać? - zapytała wesoło Weasley'ówna. - Blaise do mnie dzwonił mówił, że Smok wrzał i nie mógł się doczekać.
-Doczeka się za... - zerknęła ponownie na zegarek. - 20 minut. Wytrzyma to smoczysko.
-Oh Hermiono, tak pięknie wyglądasz - pochwaliła Narcyza i wyjęła z torby aparat by moc zrobić pannie młodej zdjęcie. - Na pamiątkę.
-Zastanawia mnie, kto zaprowadzi mnie do ślubu, mój ojciec wiele by dał.. - urwała panna Granger. - Nie mogę się rozkleić.
-Hermiono, Lucjusz Cię zaprowadzi z przyjemnością - oznajmiła dumnie Narcyza. - Rozmawiałam z nim, załatwiłam to. Zaraz będzie.
Na twarz Gryfonki powrócił znowu uśmiech. Tak wiele zawdzięczała tej kobiecie i Ginny. Dziękowała Merlinowi za to, że je poznała i ma.

*
-Panno Granger - przywitał się Lucjusz przychodząc siedem minut przed ceremonią. - Gotowa?
-Tak, panie Malfoy. Dziękuję.
Gryfonka pochwyciła zaoferowane jej ramię i wraz z przyszłym teściem opuściła salę. Za nimi podążyły Narcyza i Ginny trzymając w dłoni bukiety Lilii, które były ulubionymi kwiatami kasztanowłosej.
Z głośników w całym budynku rozbrzmiewała muzyka  <KLIK> a ona szła z Lucjuszem powoli i pewnie. Dotarli do głównego holu sali. Przekroczyli próg drzwi do największego pomieszczenia. Środek był wyłożony czerwonym dywanem, po bokach było dużo foteli białych z zielonymi kokardami.
Hermiona rozejrzała się. Było dużo gości znanych jej ze szkoły. Spojrzała na ołtarz. Ksiądz stał i czekał, aż Lucjusz doprowadzi kobietę do końca. Obok stał Malfoy, w idealnie czarnym garnituze, białej koszuli, którą schował pod marynarką. Zamiast muchy miał krawat, ciemno zielony niemal wpadający w jasną czerń.
Oczarowany nie spuszczał wzroku ze swojej wybranki. Za nim po prawej stronie nieco dalej stał Blaise, Ginny,Teodor i Harry. Mężczyźni również mieli czarne garnitury, a Ginny ubrana była w kremową ciążową sukienkę idealnie dopasowująca się do ciała, a włosy spięła w warkocz na bok.
Wszystko było idealnie.
Malfoy Senior doprowadził kobietę do ołtarza i oddał jej rękę swojemu synowi i zasiadł po prawej stronie w pierwszym rzędzie obok żony i czule chwycił jej dłoń.
Ksiądz przeszedł do ceremonii.
-Zebraliśmy się tutaj aby połączyć tych dwoje węzłem małżeńskim, jeśli ktoś jest przeciw proszę zgłosić to teraz.
Po tych słowach jednak nikt nie zaprotestował, a ten z kolei kontynuował.
-Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
-Chcemy - odpowiedzieli Draco i Hermiona.
-Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej woli, aż do końca życia?
-Chcemy.
-Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Bóg was obdarzy?
-Chcemy.
-Podajcie sobie prawe dłonie - oznajmił.
Młodzi uczynili to, a ksiądz przewiązał je stułą.
-Pan Młody prosimy o przysięgę - dodał.
Draco spojrzał na Hermionę i spoglądał jej prosto w oczy. Dziewczyna była zestresowana i poddenerwowana, ale szczęśliwa. Jej twarz zdobił piękny uśmiech.
-Ja Draco Malfoy biorę Ciebie Hermiono Jean Granger za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy święci.
Hermiona uśmiechnęła się lekko, a jej oczy szkliły się.
Z pewnością to był Wielki dzień.
-Panna Młoda, kolej na przysięgę.
-Ja Hermiona Jean Granger biorę Ciebie Draconie Lucjuszu Malfoy'u za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cie nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechomogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Na sali dało się usłyszeć głośne westchnięcie dumy.
-Panie Młody, obrączki - poinstruował ksiądz.
Blaise zbliżył się do pary młodej z pudełeczkiem z obrączkami. Draco chwycił mniejszą obrączkę wykonaną ze złota, a na niej widniał wygrawerowany napis 17.07.1999 i wsunął na palec wybranki mówiąc:
-Hermiono przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Kasztanowłosa chwyciła większą obrączkę z tym samym grawerem i wsunęła na palec blondyna powtarzając Jego słowa.
-Draco przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Uśmiechnęli się do siebie oboje od ucha do ucha.
-Ogłaszam was mężem i żoną - oznajmił ksiądz. - Możesz pocałować pannę młodą.
Ślizgon odchylił welon i przysunął się bliżej do dziewczyny. Złożył na jej wargach subtelny pocałunek pełen pożądania. Szybki i przesycony namiętnością zarazem.
Goście wstali głośno bijąc brawo. Ksiądz opuścił salę kończąc tym samym ceremonie ślubną, a wtedy wszyscy zaczęli się schodzić i składać kolejne gratulacje pełne szczerości i miłości jakiej im życzyli.
Draco objął żonę i szepnął jej do ucha;
-No to Pani Malfoy, teraz wielkie przyjęcie i miesiąc miodowy po niej?
Jego głos sprawił, że Hermiona dostała dreszczy. Spojrzała na ukochanego i uśmiechnęła się.
-Panie Malfoy spostrzegawczy Pan - zauważyła. - Chodźmy z gośćmi do sali bankietowej.
Impreza właśnie dopiero się zaczęła.

CZYTASZ = KOMENTARZ
Rozdział jak już mówiłąm dedykowany Ewelinie.
Dziękuję Ci bez Ciebie nie dobrałabym chyba dobrej piosenki. 
Do następnego <3 

niedziela, 19 lutego 2017

45. Ostatnie wybaczenie

-Draco?
Głos Hermiony zabrzmiał wystarczająco głośno by blondyn usłyszał go. Gdy odwrócił głowę, by spojrzeć w jej zapłakane oczy i odepchnąć Pansy...jej już nie było.
Uciekła.
Ginny popatrzyła jedynie na trójkę ślizgonów i niedowierzająco pomachała głową.
-Wy zawsze macie idealne wyczucie czasu na te libacje alkoholowe! I pomyśleć, że jeden z was to ojciec nienarodzonego dziecka. Na Merlina, co z wami do cholery?!
Panna Weasley nie przebierała w słowach. Zniesmaczona wyszła z dormitorium chłopców i udała się na poszukiwania przyjaciółki. Strasznie się o nią martwiła, gdyż wiedziała jak przeżywa Gryfonka obecną sytuację. Cierpiała.
Z każdą kolejną minutą dodatkowego stresu wiedziała, że źle służy to dziecku, ale nie mogła przestać jej szukać.


~*~
-PARKINSON! - krzyk blondyna odbił się echem po całych lochach. - WYPIERDALAJ STĄD!
Chłopak był nieźle wkurzony, a na jego szyi pojawiła się teraz pulsująca żyłka, która poruszała się tak nerwowo jakby miała zaraz pęknąć.
Blaise wzdrygnął się na podniesiony głos, Salazar podniósł łeb z legowiska, a Nott jedynie obserwował sytuację by nie doszło do rękoczynów i gorszych rzeczy (wtedy i on miał by problemy, ale u samej góry)
-Ale Dracusiu, nie podobało Ci się? - zaszczebiotała uwodzicielsko Pansy i zbliżyła się do blondyna. Ślizgon odsunął się o kolejny krok. - Przecież wiesz, że jestem lepsza w te klocki.
-Kurwa, ile razy ci mówiłem? Odpierdol się wreszcie! Kocham Granger, kumasz? Kocham ją, mam zamiar się z nią ożenić i mieć dzieci..której pierdolonej części zdania nie rozumiesz?! KURWA KTÓREJ?!
Blondyn po raz kolejny wybuchnął. Poluzował krawat, który zaczął go uwierać od nadmiaru złości, a gdy zauważył, że ślizgonka nie ma zamiaru opuścić pokoju, chwycił smycz z półki i spojrzał na psa.
-Salazar do nogi!
Pies posłusznie podniósł się i stanął po lewej stronie właściciela, by ten zapiął mu smycz. Gdy to nastąpiło chwycił kurtkę narzucił ją i wyszedł szybkim krokiem z dormitorium.
W pokoju wspólnym każdy spoglądał na Niego ze strachem bowiem pierwszy raz widzieli Księcia Slytherinu tak rozjuszonego i nieprzewidywalnego.
Był teraz zagrożeniem, bombą która może wybuchnąć w każdej chwili niszcząc wszystko wokół siebie...

Przemierzając korytarze w Jego głowie trwała prawdziwa walka. Myśli kłębiły się niemiłosiernie tworząc natłok emocji.
Jak mógł dać się tak łatwo podejść? To pytanie nie dawało mu spokoju. Jeszcze Granger widząca tą scenę...czy mu wybaczy?
Miał tak wiele pytań i zero odpowiedzi.
Wyszedł na błonia, a Salazar zaczął go ciągnąć w stronę jeziora. Chłopak posłusznie dał się prowadzić psu, a sam oddał się swoim przemyśleniom starając się jednocześnie przerwać tą wojnę myśli w jego głowie.
Czworonóg po raz kolejny go pociągnął o wiele mocniej niż wcześniej, więc blondyn spojrzał w kierunku jeziora.
Na mostku siedziała kasztanowłosa Gryfonka. Nie miała na sobie żadnego okrycia, nogi miała podkulone pod brodę i płakała. Draco spuścił psa ze smyczy, a ten pobiegł w innym kierunku, a sam ślizgon podszedł cicho do dziewczyny i położył jej dłoń na ramieniu. Ta szybko otarła łzy i podniosła głowę.
-Daj mi spokój - wyszlochała. - Wracaj do tej szmaty.
Draco siadł obok niej i zdjął swoją kurtkę narzucając ją na Gryfonkę, która o dziwo nie zaprotestowała i nie ściągnęła jej.
-Oh, Granger - westchnął - gdybyś została tą chwilę dłużej...widziałabyś, że ją odepchnąłem. To była czysta farsa z jej strony, nie z mojej. Myśl, że Cię teraz zraniłem dając się tak łatwo podejść Parkinson sprawia, że mam ochotę skrzywdzić siebie.
-Liczysz, że Ci uwierzę? Po tym co widziałam? Malfoy, daruj sobie. Nie mam ochoty być zabawką w twoich dłoniach. To nic dla Ciebie nie znaczy? - uniosła dłoń pokazując mu zaręczynowy pierścionek, który Draco podarował jej tuż po sylwestrze.  - Nie znaczy kompletnie nic, że pozwoliłeś jej się zbliżyć znając jej tanie gierki?
Kasztanowłosa uroniła kolejną łzę, którą szybko otarła. Nie chciała pokazywać mu swojej słabości. Nie mógł widzieć jak bardzo ją to boli, ukrywała emocje na tyle ile potrafiła.
Draco wstrzymał na chwilę oddech.
"Cholerna Gryfonka ma pieprzoną rację! Dałem się podejść jak bachor" pomyślał.
-Masz rację, Granger - uniósł obie dłonie - zachowałem się jak szczeniak, a nie jak mężczyzna którego potrzebujesz, dałem się podejść i nabrać na jej sztuczki. Ale ja nic do niej nie czuję. NIC. Kocham Ciebie, Hermiono Jean Granger. Ciebie, nie ją. I to z tobą nadal chce się ożenić. Czyż nie zasługuje na ostatnie wybaczenie, chcąc naprawić tą szkodę?

Po tych słowach Gryfonkę tknęło jeszcze bardziej. Chciała mu dać szansę, pragnęła tego. Jednak kochała go jak nikogo innego i oddałaby życie za Niego.
Ale z drugiej strony skąd miała gwarancję na to, że mówi prawdę? Że nie leci na Parkinson, że odepchnął ją, czy miała stu procentową pewność?
Spojrzała na blondyna i wtedy jej serce pękało jeszcze bardziej. Po policzku ślizgona spłynęła pojedyncza łza.
A rzekomo chłopacy nie płaczą....Ale oni też mają uczucia!
-Draco... - szepnęła drżącym głosem. - Spójrz na mnie.
-Nie mogę.
-Spójrz na mnie - powtórzyła ostrzej. - Proszę.
Blondyn przełamał się i spojrzał na Gryfonkę. Miała podpuchnięte oczy od płaczu, a usta drżały jej z zimna. Jemu również zaczęło być zimno, ale nie okazywał tego. Wolał zachorować on sam niż ona.
Dziewczyna przybliżyła się do niego i przytuliła. Ślizgon nie czekał na pozwolenie i objął ją przytulając jeszcze mocniej do siebie. Położyła głowę na jego torsie, wtuliła się i zaszlochała cicho.
Jej ciało drżało.
-Na Salazara, nie płacz moja mała, proszę nie płacz.Zrobię wszystko, by to naprawić. Zgodzę się na wszystko, tylko mi wybacz,błagam. Ty zawsze chciałaś dobrze, a ja zachowuję się jak jakieś dziecko.
Kocham Cię Granger, kocham.
Nawet ślizgon był już bliski łez, to wszystko bolało go niemiłosiernie.
-Nigdy mi tak nie rób, nigdy mnie tak nie zostawiaj.
Westchnął, pogładził ją dłonią po plecach, drugą tuląc mocniej do siebie i odpowiedział:
-Nigdy Cię nie zostawię, nigdy...
-Chodźmy już, Draco. Marzniesz.
Rzuciła cicho. Chłopak pocałował ją we włosy, podniósł się i pomógł wstać jej. Gdy opuścili mostek ślizgon zawołał Salazara, który szybko przybiegł uradowany dla swojego Pana, a ten zapiął mu smycz i kierowali się w stronę zamku.


~*~

Ginny przeszukała już chyba cały Hogwart.
Nigdzie nie mogła znaleźć przyjaciółki i już była gotowa wyjść na zewnątrz, ale wtedy nagle ni stąd ni zowąd znalazł się Draco i prowadził zmarzniętą Hermionę. Pies szedł posłusznie zgodnie z krokiem właściciela i nawet nie raczył szczekać wiedząc już, że w zamku nie powinien szczekać głośno.
-Hermiona! - krzyknęła Ginny szybko zmierzając w jej stronę; - Tak się o Ciebie martwiłam! Draco gdzie ją znalazłeś? Wszędzie jej szukałam.
Zwróciła się teraz do blondyna, który drżał z zimna.
-Na mostku nad jeziorem, jest...wszystko w porządku.
-Wszystko - powtórzyła Hermiona. - Mam nadzieję, że tak zostanie, chodźmy do Ciebie. Idziesz Ginny?
Ruda przytaknęła i z przyjaciółmi ruszyła z powrotem do lochów. Weszli pewnym krokiem do pokoju wspólnego, gdzie siedziała reszta paczki; Nott i Zabini, a pozostali ślizgoni siedzieli albo u siebie lub na kanapie i ochoczo o czymś rozmawiali.
-Dracusiu znowu z nią wróciłeś? - jęknęła Pansy. - Przecież było tak dobrze,
W Malfoy'u się zagotowało, zrobił się czerwony, a oczy mu pociemniały. Był naprawdę wkurzony, niczym Smok ziejący ogniem.
-ZAMKNIJ SIĘ WRESZCIE TY IMITACJO KOBIETY, ZAMKNIJ KURWA SIĘ ! - ryknął, a przez Hermionę przeszedł dreszcz.
Nigdy nie widziała go tak wściekłego.
Przylgnęła bardziej do niego i szepnęła;
-Draco..zostaw, nie warto.
Chłopak nie spojrzał na Gryfonkę jednak zaczął powoli odpuszczać, ale targały nim sprzeczne emocje. Ginny podeszła do Blaise'a i cmoknęła go w policzek i wraz z nim i Nott'em wstali już gotowi ruszenia do pokoju.
Malfoy spojrzał gniewnie jeszcze na pannę Parkinson.
-Masz cholerne szczęście, mopsie - warknął. - Bo gdyby nie Hermiona, moja narzeczona to już bym Ci załatwił naprawdę świetne ferie w Mungu, bo jesteś żałosna. Powinnaś jej podziękować, bo już dawno byś dostała solidny wpieprz.

Po tych słowach pociągnął Salazara i udali się z Hermioną do pokoju.
Każdy klepnął na swoim łóżku. Ginny leżała wygodnie na łóżku Diabła a on siedział na końcu łóżka chcąc jej dać jak najwięcej wygody, Salazar wpakował się do wyra Teodora, a ślizgon usiadł obok i zaczął głaskać czworonoga.
Hermiona zajęła miejsce na kolanach Malfoy'a, który jako jedyny siadł w fotelu.
-Wszystko między wami w porządku?
Przerwał milczenie Nott i spojrzał w kierunku pary, która wyglądała na pogodzonych. Siedząca Gryfonka na kolanach ślizgona i on chowający twarz w jej włosach. Widok warty fortunę.
-Już chyba tak - odezwała się kasztanowłosa. - Skończymy zaraz ten Hogwart i nie będę musiała już oglądać tej małej, jadowitej anakondy. Mam jej dość, jeszcze trochę a zrobię jej szopę na głowie i wydłubie oczy.
-Już lwico, fajnie było?
Odezwał się Malfoy i podniósł głowę spoglądając teraz na wybrankę serca. Po jego twarzy przebiegał łobuzerski uśmiech, co sprawiło że nawet Gryfonka musiała się uśmiechnąć.
"Czy on musiał zawsze tak na nią działać?" pomyślała.
-No co, Smoku?
-No to, że nie pozwolę Ci narobić sobie kłopotów, bo ty jak lwica wystawisz pazury i skończysz waląc jej łbem o podłogę, a ja... - urwał - zrobię to jak na ślizgona przystało: szybko i bez żadnych podejrzeń.
-A skąd wiesz, że nie mam zadatków na ślizgonkę?
-Za grzeczna jesteś.
-A ty za duże mniemanie o sobie, kochanie.
Cmoknęła go w nos i zaśmiała się cicho i wpiła się w Jego usta, których tak bardzo jej dzisiaj brakowało. Już niedługo będzie cały jej. Będzie otwierała oczy i budziła się przy nim i wpatrywała w Niego godzinami jak śpi lub na odwrót. Spędzi z nim resztę swojego szalonego życia na wiele sposobów.
-Jak mi tego brakowało, gołąbeczki wy moje!
Krzyknął uradowany Zabini i klasnął w dłonie.
-Jak jeszcze raz wspomnisz coś o małych Malfoy'ątkach to cię potraktuje Avadą, Diable albo zrobisz za karmę dla Salazara
Malfoy uśmiechnął się jak na ślizgona przystało; cholernie seksownie i groźnie zarazem.

środa, 15 lutego 2017

44.Pierwsze dni czegoś nowego

Hermiona nie spała.
Draco siedział przy oknie i palił papierosa, co chwilę wypuszczając z siebie kłęby chmury nikotynowej.
-Kiedyś naprawdę nabawisz się jakiegoś choróbska, Malfoy - stwierdziła Gryfonka wkładając na siebie bluzkę. - A wątpię byś dobrowolnie przyjmował lekarstwa.
-Będziesz wtedy moją pielęgniarką? - uśmiechnął się łobuzersko. - Kupię Ci fartuszek i te sprawy.
Zgasił papierosa i podniósł się, miał na sobie tylko spodnie od garnituru, nagi tors był idealnie zarysowany wyrzeźbionymi mięśniami brzucha.
Gryfonka nie wierzyła we własne szczęście.
Nie dość że była zaręczona, a jej facet okazał się być nie tylko Księciem Slytherinu, ale także fajnym mężczyzną pod tą twardą maską.
Maską, którą odsłaniał tylko dla nielicznych, dla małego grona osób.
-Jeśli chcesz bym latała w białym fartuszku, wystarczy poprosić. Pójdę na medycynę.
Draco spojrzał na nią podejrzliwie.
Nie spodziewał się takiej odpowiedzi ze strony Gryfonki.
-Nie ma mowy, jak przyjdzie co do czego, nie będziesz mnie kroić. Nie zgadzam się, lwico - podszedł do niej i się przytulił.
Tak pragnął tej bliskości tej kasztanowłosej, że teraz nie wyobrażał sobie istnienia bez niej. Ona przylgnęła do Niego całym ciałem i zarzuciła mu ręce na szyję i skuliła głowę.
Przyzwyczaiła się do Jego obecności.
Do Jego dotyku.
Do jego głosu.
Przyzwyczaiła się do wszystkiego, co z nim związane.
-Draco? - szepnęła cicho.
-Co jest mała?
-Nie zostawiaj mnie nigdy.
-Nie zostawię Cię, no coś ty - wyszeptał w jej włosy, a ona podniosła wzrok.
-I nie mów na mnie mała, bo się pożegnasz z małymi Malfoy'ątkami - zagroziła mu palcem co wywołało salwę śmiechu u blondyna. Chłopak po prostu roześmiał się do łez.
Gryfonka odsunęła się od niego i popatrzyła na niego miną spojrzenia bazyliszka. Zmrużyła oczy, usta zwęziła w kreskę i zmarszczyła nos.
-I z czego się głupio rżysz? - zapytała. - Mówiłam śmiertelnie poważnie.
-Za niecałe dwa miesiące, w sumie za miesiąc już, bo zaczyna się czerwiec będziemy małżeństwem, na które zdecydowałem się po wielu bojach i nie odbierzesz mi kochanie tej przyjemności posiadania dzieci.
Zbliżył się do niej by móc ją przyciągnąć do siebie i pocałować z wielką pasją.

Wtedy dormitorium wszedł Blaise i Teodor.
Salazar od razu zerwał się na nogi z nagłego wejścia współlokatorów, a Diabeł zatrzymał się gwałtownie na widok psa. Mimo tylu minionych miesięcy licząc od 1 września do dnia 1 czerwca, Zabini dalej traktował czworonoga jako realne zagrożenie i nie pałał do niego zaufaniem, mimo iż pies wykazywał sympatię do czarnoskórego.
-Przeszkadzamy? - zapytał Nott młodej pary.
Hermiona przeczesała dłonią włosy speszona, a Malfoy odwrócił się twarzą do nich.
-Były kluczowe momenty, które już was raczej nie dotyczą.
Zabini zagwizdał, a Teodor uniósł obronnie ręce.
-To ja już nie mam pytań - oznajmił Nott i legnął się na łóżko.
-A gdzie zgubiliście mi Rudą? - zapytała kasztanowłosa. Spojrzała oskarżycielsko na Blaise'a. - Diabeł co żeś namieszał?
Czarnoskóry uniósł ręce i się wycofał.
-Ja?! Nic. Ginny powiedziała, że musi pobyć trochę sama, chciałem iść za nią mimo wszystko, ale kategorycznie mi zabroniła, to co miałem zrobić?
-Oh no nie wiem, pieprzyć zakazy? - mruknęła Hermiona.
Gryfonka włożyła buty, poprawiła włosy, cmoknęła Draco w policzek i wyleciała z dormitorium chłopców błyskawicznie.
Malfoy był osłupiały.
-Dzięki, Zabini. Serio - stwierdził i rozsiadł się w fotelu. - Dziewczyna mi uciekła
Nalał sobie do szklanki ognistej i popił.
Gorzka ciecz rozlała się i rozprzestrzeniła w Jego gardle dając mu cudowne uczucie rozgrzania.
Teodor dosiadł się do przyjaciela i zaczęli popijać.
-Ale to nie moja wina, że Ruda ma humory spowodowane ciążą! A ja wiecznie obrywam - jęknął i klepnął na miejscu obok Teo i również zaczął pić.
Zaczęła się właśnie kolejna libacja alkoholowa.


Hermiona siedziała obok Ginny i rozmawiały.
Minęła godzina odkąd opuściła chłopaków w dormitorium. Weasley'ówna miała właśnie wahania nastrojów. Uroki ciąży - westchnęła kasztanowłosa - mnie też to czeka?
-Ja już nie wiem czego chcę, Herm - jęknęła. - Olałam go nie mając podstaw. Mam wyrzuty sumienia.
-Potrzebowałaś chwili dla siebie, to był impuls. Blaise na pewno nie ma Ci tego za złe, jedynie jest zły na siebie,że nic nie zrobił. Porozmawiajcie.
-Myślisz?  - zapytała niepewnie. - Pójdziesz ze mną?
-Oczywiście, Gin - zapewniła Hermiona. - Mam nadzieję, że hasło Slytherinu nie zmieniło się od drugiej klasy.
-To Harry i Ron wklepali się na drugim roku do nich? - Ruda nie kryła swojego zaskoczenia.
-Dokładnie oni. A teraz chodź.
Hermiona pociągnęła przyjaciółkę i teraz razem zmierzały w kierunku lochów.
"Czysta kew" powiedziała kasztanowłosa w kierunku przejścia, udało się. Wejście stanęło otworem, a Gryfonki wślizgnęły się do środka od razu zmierzając w kierunku pokoju chłopców.
Zdzwiło je, że nigdzie nie zastały Parkinson, która zwykle okupowała salon i wypatrywała Dracon'a.
Kasztanowłosa oderwała od siebie złe myśli i weszły do pokoju chłopaków.
To co zobaczyła...dosłownie zatrzymało czas.
Widziała swojego narzeczonego, Dracon'a. A do niego przyssaną Pansy Parkinson we własnej osobie.

CZYTASZ = KOMENTARZ♥
Rozdział krótki niestety, ale w tym tygodniu jeszcze planuje napisać 45, dłuższy o wiele :)

piątek, 10 lutego 2017

43.Uroki wiosny

4 miesiące później

Maj

Hermiona wyszła na błonia, nie mówiąc nikomu. Było popołudnie, tuż po zajęciach. Ciepłe, rześkie powietrze, masa grzejącego słońca i cudne widoki wokół Hogwartu, czego chcieć więcej?
Westchnęła głęboko i oddychając świeżym powietrzem nie myślała o niczym innym, liczyła się teraz ona i ta chwila.
Nie zastanawiała się nad tym co robi Draco, czy jej szuka czy ma inne plany, wiedziała jedynie, że Ginny na pewno jest z Blaise'm i odpoczywają w zacisznym zakątku, jej ciąża była dosyć widoczna jak na początek szóstego miesiąca.
Oczywiście w szkole wrzało od plotek czyje to może być dziecko, spekulowali że Blaise'a, ale zdarzały się osoby rozpowiadając, że być może rudowłosa Gryfonka nie była wierna ślizgonowi.
Teorii było wiele.
Lecz tylko nieliczni znali prawdę.

*
Siedziała na trawie rozważając swoje dotychczasowe życie, myślała nawet o rodzicach, jak zareagowaliby na wieść, że ich jedyna kochana córeczka wychodzi za mąż? Za Dracon'a Malfoy'a, którego niegdyś nazywała tym złym i podłym? Nie mogła sobie tego wyobrazić.
Brakowało jej nocnych rozmów z mamą przy kubku gorącej herbaty i ciasteczkach, żartów taty...ale to co zrobiła, to dla ich dobra. To sobie wciąż powtarzała jak mantrę. Zrobiła to by ich ocalić.




***

Draco właśnie zakładał smycz Salazarowi, nie wiedział dokąd poszła Hermiona po zajęciach, dostawał kurwicy - wszystko go drażniło. Nie wiedział gdzie jest jego kobieta, bał się, że coś się stało, mimo że była na bezpiecznym już terenie zamku.
Stwierdził, że spacer z pupilem dobrze mu zrobi.

Wyszedł z zamku na błonia i przechadzał się z Salazarem powoli wdychając majowe powietrze.
Niedawno skończyli pisać egzaminy z SUM-ów, i został jeszcze niecały miesiąc do zakończenia edukacji w Hogwarcie.
Rozmyślał o początkach, wspominał pierwsze wybryki z przyjaciółmi, pierwsze 'przypały' gdy poważnie nabroili, pierwszy alkohol, pierwszy papieros...to były wspaniałe wspomnienia.
Jego rozmyślania przerwało szczekanie dobermana.
Pies zatrzymał się, popatrzył na właściciela i wzrokiem wrócił do innego miejsca, Draco spostrzegł, że Salazar pokazuje mu iż parę metrów dalej, na trawie siedziała Gryfonka z głową w chmurach.
Ewidentnie się nad czymś głowiła.
-Dobry pies, idziemy - oznajmił.
Gdy znalazł się wystarczająco blisko, wyciągnął dłoń i dotknął jej ramienia. Dziewczyna wzdrygnęła się nagłym dotknięciem, ale gdy zobaczyła blondyna, uśmiechnęła się ciepło.
-Zastanawiałem się, gdzie byłaś.
-Przepraszam - wydukała. - Powinnam była cokolwiek powiedzieć...Potrzebowałam chwili dla siebie.
-Wykorzystałaś ją solidnie? - zapytał z błyskiem w oku. - Bo wiesz...dzisiaj Cię szybko nie wypuszczę, Granger.
-Ta Granger nigdy Ci się nie znudzi, co?
-Nigdy, mała.




***
Posiedzieli na błoniach dłuższą chwilę.
Udali się do dormitorium Slytherinu, Blaise siedział u Ginny, a Teodor zaszył się gdzieś w bibliotece, mieli czas dla siebie. Sami.
Wchodząc do pokoju wspólnego domu węża, Gryfonka czuła się bardziej pewna siebie, ślizgoni na wieść o zaręczynach pary zaczęła przychylniej traktować Hermionę. Byli milsi, hojniejsi i wstawiali się za nią tak jak za blondynem.
Byli nietykalni.
Jedynie Pansy Parkinson potrafiła jeszcze robić poważne problemy i wywoływać różne kłótnie, takie jak teraz.
-Co ta szlama po raz kolejny tu robi? - syknęła.
Draco stanął w bezruchu i mocniej ścisnął smycz Salazara, a Hermiona mocniej przytuliła się do ślizgona by próbować opanować narastająca w nim furię.
Oczy mu pociemniały.
-Ile razy Ci kurwa pusty cieplaku powtarzałem, że masz się od niej odpierdolić?! MASZ SIĘ ODJEBAĆ DO KURWY NĘDZY, TO MOJA NARZECZONA  I MATKA MOJEGO PRZYSZŁEGO SYNA!
Oczy wszystkich obecnych zwróciły się najpierw na minę Pansy, która telepała się ze zmienności nastrojów, a potem przenieśli wzrok na Hermionę, a raczej na jej brzuch.
-Draco... - szturchnęła blondyna Gryfonka. - Do pokoju marsz!
Chłopak zawahał się przez chwilę, ale potem szybko pociągnął dziewczynę i Salazara ze sobą.

Gryfonka od razu wyciągnęła różdżkę z kieszeni płaszcza i rzuciła zaklęcie wyciszające.
Draco odpiął psu smycz, dał wody i karmy, a teraz on i Hermiona stali na środku pokoju naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem.
-Co ty sobie do cholery myślałeś?! - warknęła. - Przecież nie jestem w ciąży!
-Musiałem coś dojebać, by się wreszcie odpierdoliła od naszych zacnych osobistości.
Chłopak nie widział problemu w tym co powiedział. Tkwił w przekonaniu, że to dobrze wyszło.
-Ale ja nie jestem w ciąży i dziwne by było, żebyś ty był, Draconie. To było czyste kłamstwo! Tak nie wolno - krzyczała. - Przecież to będzie widać po paru tygodniach, że nie noszę w sobie dziecka!

Draco uśmiechnął się łobuzersko, a w jego błękitnych oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
Świdrował Gryfonkę wzrokiem od góry do dołu niczym zdobycz.
Odetchnął głęboko i rzucił niemal szeptem:
-Zaraz to zmienimy lwico....
Spojrzała na niego błądzącym wzrokiem. Co on sobie myślał ?
Blondyn zdjął jej płaszcz i powiesił na wieszaku, a potem zaczął całować ją najpierw w usta od czasu do czasu przygryzając dolną wargę i przyciągając do siebie, a potem pocałunkami schodził do szyi w międzyczasie odpinając guziczki jej białej jedwabistej bluzki.
Przykucnął by podciągnąć skrawek koszulki i całować jej brzuch, a potem zsuwać powoli z niej szarą spódniczkę w kratkę.
Dźwignął się z powrotem na nogi by móc całkowicie wyzbyć się jej koszulki, a ona zaczęła z gracją odpinać guziki jego białej koszuli, potem poluzowała Jego czarny krawat i rzuciła to na łóżko.
Pocałunki stawały się coraz bardziej pożądane i brutalne, a ciało domagało się więcej.
W końcu wszedł w nią po dłuższej zabawie, by w pokoju zapanowała melodia cykad rozkoszy majowego dnia...

CZYTASZ = KOMENTUJESZ♥