Hermiona spoglądała w Jego hipnotyzujące oczy. Nie mogła go odgadnąć. Draco był chodzącą ludzką zagadką. Oczy mówiły wiele rzeczy naraz; strach przed utratą Granger, pewność siebie, agresje, pożądanie i wiele innych emocji jednocześnie.
Nie wiedziała, co mogła mu na tą chwilę odpowiedzieć.
Stał w drzwiach, oparty o framugę i spoglądał na nią pełen oczekiwań. Spodziewał się, że wpuści Go do siebie, porozmawiają, a potem będzie jak gdyby nic się nie stało.
Hermiona była zła.
Nie może mu wybaczyć tak szybko jak i reszcie ślizgonów tego występku! Wywiezione do Irlandii, prawie że pozbawione swoich praw, bez różdżek...były bez niczego. Nie miały wtedy nic.
"O nie, nie. Nie dam się tak łatwo" - powiedziała w myślach.
Na jej szczęście tuż za plecami przebiegał Salazar. W zębach niósł jedną z poduszek chłopaka.
-Twój pies właśnie ci coś podjebał - stwierdziła i palcem pomachała w kierunku dobermana.
Blondyn od razu odwrócił się na słowa Gryfonki. Wiedział bowiem, że jego pies należał do tych szczególnie wrednych, który bierze i gryzie wszystko co podejdzie mu pod ząb. Gdy tylko odsunął się od drzwi by mu zabrać poduszkę, rozległo się trzaśnięcie drzwi.
Gryfonka nie czekała z ich zamknięciem. Zostawiła ślizgona po drugiej stronie, który najpierw siłuje się z psem i zabiera mu poduszkę, a następnie usłyszała rytmiczne walenie w mocne drzwi.
-Granger, otwórz do cholery! - warknął. - Nie zachowuj się jak dziecko! Nie wywieźliśmy was tam celowo!
-Pff, akurat! - warknęła zza drzwi. - Masz szczęście, że w ogóle wróciliście! Bo byłbyś bezpłodny!
Siadła na łóżku i przycisnęła poduszkę do twarzy by stłumić odgłosy szlochu. Miała być silna...ale nie jest. Po raz kolejny.
-Granger! - kolejne walenie w drzwi. - Proszę otwórz. Nie łam mi serca! Niech wrócą tamte dni...sprzed sylwestra!
-Czemu chcę Ci uwierzyć, a zwyczajnie nie mogę? - zaszlochała.
Malfoy'owi rozdzierało serca.
Płakała.
Przez głupotę Jego i jego przyjaciół. Chciał tam wejść, przytulić ją i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze...ale nie mógł. Dzieliły go od niej te cholerne drzwi!
-Proszę, przemyśl to... - urwał i spuścił głowę. - Poczekam. Wiesz, gdzie mnie szukać, ma belle.
I zwyczajnie odszedł od drzwi, udając się do swojej sypialni, a Salazar poczłapał za swoim właścicielem.
Hermiona znów zaczęła szlochać w poduszkę.
-Ginny, no proszę, no nie gniewaj się - Blaise skomlał niczym pies.
Jednak Weasley'ówna założyła ręce na piersi i odwróciła głowę od błagalnego spojrzenia chłopaka.
Teodor śledził wzrokiem po tekście w książce. Zupełnie nie przejmując się kłopotami sercowymi ślizgonów. Był wolny i nie musiał nikogo przepraszać, to go cieszyło.
Wyłożył nogi na stole nie przerywając czytania.
-Ginny, no - zajęczał po raz kolejny Zabini.
Ruda niechętnie odwróciła głowę w Jego stronę.
-Daj mi spokój, Blaise! - warknęła i wstała chcąc zmierzyć ku wyjściu. Diabeł chwycił ją za nadgarstek nim uciekła i pociągnął do siebie, a ona wylądowała mu na kolanach po chwili czując jego wargi na swoich. Pożądliwość wzięła nad nią górę i nie umiała go odepchnąć.
To było silniejsze.
-Cholerny ślizgoński spryt - mruknęła.
-Cholerna upartość Gryfonów - odparł Zabini. - Ciekawe jak idzie przepraszanie Malfoy'owi.
Na jego słowa zszedł ze schodów blondyn luzując krawat. Bez słowa podszedł do barku i wyjął bourbon i nalał go do szklanki, a naczynie z płynem odstawił zaraz na stolik.
Pociągnął mocny haust.
-Chyba nijak mu idzie, skoro chleje - skwitowała.
Ślizgon w odpowiedzi pokręcił głową, a Teodor podniósł wzrok na Dracon'a i odłożył książkę. Siadł prosto, zdejmując nogi ze stolika i chrząknął.
-Jak ci poszło? - zapytał Nott.
-A jak myślisz? - Malfoy nie krył złości. - Wyjebała mnie za drzwi jak psa. Przemyśli to. Może wtedy jej przejdzie.
Ginny posmutniała. Wiedziała, że Hermiona płacze. Zawsze tak robiła, gdy działo się źle...czyli w takich sytuacjach jak ta.
-Współczuje Ci, Draco - westchnęła Ruda. - Hermiona jest najbardziej uparta z nas wszystkich. Wiele przeszła i to się teraz odbija.
-Zrobię wszystko co mogę, Weasley. Byleby była szczęśliwa. Ale jeśli dalej będzie traktować mnie jak teraz, to nie widzę innego wyjścia jak zniknąć z jej życia.
Oho, Malfoy i stan depresyjny. Może kawa,herbatka czy od razu wódeczka?
-To idź i to rób, a nie pijesz na umór! - ponagliła Go.
To zadziałało na Niego jak kubeł zimnej wody.
-JAK?! Jak się kurwa zamknęła w tym jebanym pokoju! - warknął.
Odstawił na stolik pustą szklankę i ruszył agresywnym krokiem na górę, gdzie miał zamiar znów dobijać się do kasztanowłosej.
Ginny wzruszyła ramionami,
-Faktycznie go wzięło - stwierdziła i przytuliła się do Blaise'a.
-Kiedyś musiało - odparł Nott. - Dobrze jednak, że wzięło na baby, a nie na facetów, bo ja zapewne miałbym już problemy.
Po tych słowach Teodor zaczął sączyć bourbon ze szklanki.
***
Zatrzymał się przy drzwiach, gdzie siedziała Granger. Nie słyszał już jej płaczu, ale wiedział, że na pewno albo śpi, albo intensywnie wszystko analizuje.
Jednak...nie zapukał.
Zamarł z zaciśniętą pięścią tuż przy samych samych drzwiach.
Zrezygnował i udał się do swojego pokoju. Salazar siedział w kojcu i bacznie obserwował właściciela. Wiedział, że jest mu źle, więc podniósł się, podszedł bliżej i liznął go w rękę.
Pies - najwierniejszy przyjaciel człowieka. (Mam świnki, też nie narzekam) XD
-Jest dobrze, Salazar - uspokoił go Malfoy. - Jest dobrze - powtórzył.
Chyba sam nie wierzył do końca w to, co mówi.
Chwycił za paczkę papierosów, zapalniczkę i otworzył na szerokość okno sadowiąc się na nim, podparł nogi o ścianę naprzeciwko. Odpalił papierosa i zaciągał się, wypuszczając dym z płuc i wysyłając go na świeże powietrze.
Oh, jak on tego potrzebował.
***
Po dwóch godzinach znów się namyślił by do niej zapukać.
Do tylnej kieszeni dżinsów wsadził maleńkie pudełeczko, które kiedyś podarowała mu matka. Pewniejszy siebie wrócił pod drzwi, gdzie urzędowała ona.
Zacisnął dłoń w pięść.
Minął dzień, nastał wieczór co dawało prawie 24H, które wytrzymał bez niej z wielkim trudem i bólem.
Uniósł rękę i wreszcie zapukał.
-Granger? - zapytał niepewnie. -Śpisz?
Usłyszał po dłuższej chwili jej odpowiedź.
-Nie.
-Wpuścisz mnie?Możemy porozmawiać?
Znowu cisza.
Taka głucha i cholerna cisza, która go dobijała. Ale usłyszał szczękanie w zamku, a po chwili ujrzał ją. Miała podkrążone i opuchnięte oczy od płaczu, który niedawno co ustał, a na jej ciele jedyne co było to krótka koszulka sięgająca zaledwie do ud.
-Co chcesz? - zapytała od niechcenia. - Znowu mnie wywieźć? Zamiast do Irlandii to do Niemiec może?
-Granger, porozmawiajmy - powiedział cicho. - Co mogę sprawić byś mi wreszcie do kurwy nędzy uwierzyła, że nie chciałem?
-Udowodnij - odparła hardo.
-Co mam ci udowadniać? Mam sobie strzelić w łeb byś wiedziała? - parsknął. Jednak takiej odpowiedzi jakiej mu udzieliła się nie spodziewał.
-Udowodnij, że mnie kochasz, że ci zależy - odparła. - Że mogę ci ufać.
Wtedy on przypomniał sobie o pudełeczku spoczywającym w tylnej kieszeni dżinsów. Wyciągnął je i przewracał w dłoni i zaśmiał się.
-A myślałem, że nie dojdzie do Tego tak szybko... - powiedział. - Koniec wolności... - dodał pod nosem.
Gryfonka nie wiedziała o co może mu chodzić i spoglądała na niego niepewnie robiąc jeden mały kroczek w tył.
-Mówisz, że mam ci udowodnić swą miłość byś mi wierzyła? - uśmiechnął się niedowierzająco. - Proszę.
Kleknął, a pudełeczko otworzyło się.
-Hermiono Jean Granger, czy wyjdziesz za mnie?
Nie wiedziała, co mogła mu na tą chwilę odpowiedzieć.
Stał w drzwiach, oparty o framugę i spoglądał na nią pełen oczekiwań. Spodziewał się, że wpuści Go do siebie, porozmawiają, a potem będzie jak gdyby nic się nie stało.
Hermiona była zła.
Nie może mu wybaczyć tak szybko jak i reszcie ślizgonów tego występku! Wywiezione do Irlandii, prawie że pozbawione swoich praw, bez różdżek...były bez niczego. Nie miały wtedy nic.
"O nie, nie. Nie dam się tak łatwo" - powiedziała w myślach.
Na jej szczęście tuż za plecami przebiegał Salazar. W zębach niósł jedną z poduszek chłopaka.
-Twój pies właśnie ci coś podjebał - stwierdziła i palcem pomachała w kierunku dobermana.
Blondyn od razu odwrócił się na słowa Gryfonki. Wiedział bowiem, że jego pies należał do tych szczególnie wrednych, który bierze i gryzie wszystko co podejdzie mu pod ząb. Gdy tylko odsunął się od drzwi by mu zabrać poduszkę, rozległo się trzaśnięcie drzwi.
Gryfonka nie czekała z ich zamknięciem. Zostawiła ślizgona po drugiej stronie, który najpierw siłuje się z psem i zabiera mu poduszkę, a następnie usłyszała rytmiczne walenie w mocne drzwi.
-Granger, otwórz do cholery! - warknął. - Nie zachowuj się jak dziecko! Nie wywieźliśmy was tam celowo!
-Pff, akurat! - warknęła zza drzwi. - Masz szczęście, że w ogóle wróciliście! Bo byłbyś bezpłodny!
Siadła na łóżku i przycisnęła poduszkę do twarzy by stłumić odgłosy szlochu. Miała być silna...ale nie jest. Po raz kolejny.
-Granger! - kolejne walenie w drzwi. - Proszę otwórz. Nie łam mi serca! Niech wrócą tamte dni...sprzed sylwestra!
-Czemu chcę Ci uwierzyć, a zwyczajnie nie mogę? - zaszlochała.
Malfoy'owi rozdzierało serca.
Płakała.
Przez głupotę Jego i jego przyjaciół. Chciał tam wejść, przytulić ją i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze...ale nie mógł. Dzieliły go od niej te cholerne drzwi!
-Proszę, przemyśl to... - urwał i spuścił głowę. - Poczekam. Wiesz, gdzie mnie szukać, ma belle.
I zwyczajnie odszedł od drzwi, udając się do swojej sypialni, a Salazar poczłapał za swoim właścicielem.
Hermiona znów zaczęła szlochać w poduszkę.
-Ginny, no proszę, no nie gniewaj się - Blaise skomlał niczym pies.
Jednak Weasley'ówna założyła ręce na piersi i odwróciła głowę od błagalnego spojrzenia chłopaka.
Teodor śledził wzrokiem po tekście w książce. Zupełnie nie przejmując się kłopotami sercowymi ślizgonów. Był wolny i nie musiał nikogo przepraszać, to go cieszyło.
Wyłożył nogi na stole nie przerywając czytania.
-Ginny, no - zajęczał po raz kolejny Zabini.
Ruda niechętnie odwróciła głowę w Jego stronę.
-Daj mi spokój, Blaise! - warknęła i wstała chcąc zmierzyć ku wyjściu. Diabeł chwycił ją za nadgarstek nim uciekła i pociągnął do siebie, a ona wylądowała mu na kolanach po chwili czując jego wargi na swoich. Pożądliwość wzięła nad nią górę i nie umiała go odepchnąć.
To było silniejsze.
-Cholerny ślizgoński spryt - mruknęła.
-Cholerna upartość Gryfonów - odparł Zabini. - Ciekawe jak idzie przepraszanie Malfoy'owi.
Na jego słowa zszedł ze schodów blondyn luzując krawat. Bez słowa podszedł do barku i wyjął bourbon i nalał go do szklanki, a naczynie z płynem odstawił zaraz na stolik.
Pociągnął mocny haust.
-Chyba nijak mu idzie, skoro chleje - skwitowała.
Ślizgon w odpowiedzi pokręcił głową, a Teodor podniósł wzrok na Dracon'a i odłożył książkę. Siadł prosto, zdejmując nogi ze stolika i chrząknął.
-Jak ci poszło? - zapytał Nott.
-A jak myślisz? - Malfoy nie krył złości. - Wyjebała mnie za drzwi jak psa. Przemyśli to. Może wtedy jej przejdzie.
Ginny posmutniała. Wiedziała, że Hermiona płacze. Zawsze tak robiła, gdy działo się źle...czyli w takich sytuacjach jak ta.
-Współczuje Ci, Draco - westchnęła Ruda. - Hermiona jest najbardziej uparta z nas wszystkich. Wiele przeszła i to się teraz odbija.
-Zrobię wszystko co mogę, Weasley. Byleby była szczęśliwa. Ale jeśli dalej będzie traktować mnie jak teraz, to nie widzę innego wyjścia jak zniknąć z jej życia.
Oho, Malfoy i stan depresyjny. Może kawa,herbatka czy od razu wódeczka?
-To idź i to rób, a nie pijesz na umór! - ponagliła Go.
To zadziałało na Niego jak kubeł zimnej wody.
-JAK?! Jak się kurwa zamknęła w tym jebanym pokoju! - warknął.
Odstawił na stolik pustą szklankę i ruszył agresywnym krokiem na górę, gdzie miał zamiar znów dobijać się do kasztanowłosej.
Ginny wzruszyła ramionami,
-Faktycznie go wzięło - stwierdziła i przytuliła się do Blaise'a.
-Kiedyś musiało - odparł Nott. - Dobrze jednak, że wzięło na baby, a nie na facetów, bo ja zapewne miałbym już problemy.
Po tych słowach Teodor zaczął sączyć bourbon ze szklanki.
***
Zatrzymał się przy drzwiach, gdzie siedziała Granger. Nie słyszał już jej płaczu, ale wiedział, że na pewno albo śpi, albo intensywnie wszystko analizuje.
Jednak...nie zapukał.
Zamarł z zaciśniętą pięścią tuż przy samych samych drzwiach.
Zrezygnował i udał się do swojego pokoju. Salazar siedział w kojcu i bacznie obserwował właściciela. Wiedział, że jest mu źle, więc podniósł się, podszedł bliżej i liznął go w rękę.
Pies - najwierniejszy przyjaciel człowieka. (Mam świnki, też nie narzekam) XD
-Jest dobrze, Salazar - uspokoił go Malfoy. - Jest dobrze - powtórzył.
Chyba sam nie wierzył do końca w to, co mówi.
Chwycił za paczkę papierosów, zapalniczkę i otworzył na szerokość okno sadowiąc się na nim, podparł nogi o ścianę naprzeciwko. Odpalił papierosa i zaciągał się, wypuszczając dym z płuc i wysyłając go na świeże powietrze.
Oh, jak on tego potrzebował.
***
Po dwóch godzinach znów się namyślił by do niej zapukać.
Do tylnej kieszeni dżinsów wsadził maleńkie pudełeczko, które kiedyś podarowała mu matka. Pewniejszy siebie wrócił pod drzwi, gdzie urzędowała ona.
Zacisnął dłoń w pięść.
Minął dzień, nastał wieczór co dawało prawie 24H, które wytrzymał bez niej z wielkim trudem i bólem.
Uniósł rękę i wreszcie zapukał.
-Granger? - zapytał niepewnie. -Śpisz?
Usłyszał po dłuższej chwili jej odpowiedź.
-Nie.
-Wpuścisz mnie?Możemy porozmawiać?
Znowu cisza.
Taka głucha i cholerna cisza, która go dobijała. Ale usłyszał szczękanie w zamku, a po chwili ujrzał ją. Miała podkrążone i opuchnięte oczy od płaczu, który niedawno co ustał, a na jej ciele jedyne co było to krótka koszulka sięgająca zaledwie do ud.
-Co chcesz? - zapytała od niechcenia. - Znowu mnie wywieźć? Zamiast do Irlandii to do Niemiec może?
-Granger, porozmawiajmy - powiedział cicho. - Co mogę sprawić byś mi wreszcie do kurwy nędzy uwierzyła, że nie chciałem?
-Udowodnij - odparła hardo.
-Co mam ci udowadniać? Mam sobie strzelić w łeb byś wiedziała? - parsknął. Jednak takiej odpowiedzi jakiej mu udzieliła się nie spodziewał.
-Udowodnij, że mnie kochasz, że ci zależy - odparła. - Że mogę ci ufać.
Wtedy on przypomniał sobie o pudełeczku spoczywającym w tylnej kieszeni dżinsów. Wyciągnął je i przewracał w dłoni i zaśmiał się.
-A myślałem, że nie dojdzie do Tego tak szybko... - powiedział. - Koniec wolności... - dodał pod nosem.
Gryfonka nie wiedziała o co może mu chodzić i spoglądała na niego niepewnie robiąc jeden mały kroczek w tył.
-Mówisz, że mam ci udowodnić swą miłość byś mi wierzyła? - uśmiechnął się niedowierzająco. - Proszę.
Kleknął, a pudełeczko otworzyło się.
-Hermiono Jean Granger, czy wyjdziesz za mnie?
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ....
Ciąg Dalszy Nastąpi.
Nie piszczcie, że za wcześnie z końcówką, bo tak zaplanowana była.
Musiałam jakoś rozplanować Trylogię + dodatek.
Mam nadzieję, że jednak wam się podoba, a druga część pod tytułem: 1 moment wam się spodoba jeszcze bardziej.
Do następnego!
Pozdrawiam <3
-ANGEL
Świetnie jak zwykle ;* ~Always
OdpowiedzUsuńCzłowieku... ja żyję tym blogiem *,* TO. JEST. PIĘKNE<3
OdpowiedzUsuńTak samo😍😍
UsuńTak samo😍😍
UsuńSuper szablon. W rozdziale pojawia się trochę błędów interpunkcyjnych. Styl trochę boli moje oczy, ale gratuluje ilości rozdziałów
OdpowiedzUsuńWeny!
Cudo ale w tym momencie kobieto nie każ mi czekać dodaj szybko nexta 💘💜
OdpowiedzUsuńMogę podać tylko tyle <3 i ze czekam N kolejny oraz ze życzę weny !! :*
OdpowiedzUsuńNa gacie Merlina... Boże! To. Jest. Genialne! Uwielbiam cię! 😘❤ ~A
OdpowiedzUsuń